Strona:Elwira Korotyńska - Wesoła zabawa.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Śmiech i krzyk rozległ się naokoło.
— Patrzcie, jaki to ważny pan! Ho! ho! ho!
— Nie pan jeszcze bo mu brak fajeczki! — zawołał Wituś, komendurujący całą tą zabawą — Julek! a biegnij no szybko do domu, poproś ojca o starą fajkę, widziałem, że ma tego dużo, powiedz, że bałwan nie może być bez fajki! Dobrze?
Nie trzeba było Julkowi dwa razy tego powtarzać. Pobiegł pędem do domu.
— Tatusiu! tatusiu najdroższy! — wołał już od progu zadyszany i cały różowy od mrozu — fajki trzeba olbrzymowi, olbrzym bez tego nie może istnieć! Wituś prosi.
— No, to weź synku którą z tych starych fajek, które leżą na oknie i zanieś odemnie w darze olbrzymowi, którego przyjdę wkrótce odwiedzić.
— Ach! tatusiu, jak to dobrze przyjdź zobacz, taki śliczny!
— A nie zimno ci Julku? — spytała uśmiechając się matka.