Strona:Elwira Korotyńska - Podkowa.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dopiero pół drogi? Sądziłem, że ten domek o kilkaset kroków od nas stojący, to już początek miasteczka...
— Ten domek, jak nazywasz, to kuźnia. Właśnie kieruję się do niej, aby sprzedać znalezioną podkowę.
— Ależ ojczulku, szkoda czasu na zatrzymanie się u kowala, bylibyśmy prędzej w miasteczku... czy to warto?
Ale ojciec nie słuchał zmęczonego drogą i upałem Julka, podszedł do kującego przed kuźnią kowala i pokazał mu znalezioną podkowę.
Podkowa była nowiuteńka i ładna, zapłacił więc za nią odpowiednią cenę i na prośbę Julka dał mu kubek wody ze studni, co pokrzepiło na czas jakiś chłopaka.
Upał wzrastał i wzrastał tak, że z trudnością iść było można.
Aby trochę ochłonąć zdjęli obaj marynarki i szli spiesznie, aby dotrzeć czemprędzej do miasta.
W drodze Julek ponury był i milczący, znużenie widoczne było w twa-