Strona:Elwira Korotyńska - Dowcipne małpki.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miarę swym figlem, dzięki tylko posłuszeństwu wdrożonemu im przez wodza, utrzymywały się w spokoju.
Obrawszy sobie drzewo gęste i wyniosłe ukryły się doskonale i spoglądały na kramarza, to znów na swego naczelnika, czekając jego rozkazów.
Z jakąż radością puściłyby się ku siedzącemu śpiochowi, aby mu się przedstawić w szlafmycach!
Dlaczego im nie pozwala stanąć przed zadumanym człowiekiem i pokazać mu, że i one takiemi samemi są istotami, jak i on, i tak samo potrafią się ubrać!
Wtem zerwał się kramarz i oglądając się naokół zawołał z rozpaczą:
— Nikt inny tego nie zrobił, jak tylko zbójcy.
Oni i mnie zabiją! Obedrą, zabiorą wszystko, co czegokolwiek warte i życie mi moje zabiorą.
Co mi po czapkach! co mi po wszystkiem, gdy życie, postradam?
Dalej! dalej! czemprędzej! w drogę! Co sił starczy!