Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oko i ucho sędziego w mowie jego odgadło prawdę. Wina jego więc mniejszą była niżeli o tem sądzono. Jednak wyznawszy ją, żebrak znieruchomiał, spochmurniał tak, jakby ot, w tej już chwili, straszny jakiś wyrok spaść miał na pochyloną w pokorze, smutnemi kępkami siwych włosów najeżoną głowę. Von Szarlow, przez chwilę pisał coś i notował, poczem złożywszy pióro, zagłębił się w swym fotelu i splotłszy ręce znowu wzrok utkwił w postać winowajcy. Właściwie śledcza jego czynność razem z własnem wyznaniem tego ostatniego skończona już została. Ale ten sędzia był zarazem człowiekiem młodym, inteligietnym, ciekawym różnych zjawisk i losów ludzkości. Skomoroszko zaś, w tej dla niego krytycznej chwili, wystawiał obraz takiego połączenia apatyi z rozpaczą i tak absolutnego nad brzegiem mogiły sieroctwa i opuszczenia, że w żywej wyobraźni sędziego powstały może w tej chwili przypomnienia wszystkich siwowłosych starców, których widywał kiedykolwiek otoczonymi troskliwością i czcią, płynącymi ku nocy nieznanej, na łagodnych i spokojnych blaskach wieczoru ich życia. Ten kontrast mimowoli może na usta jego wywołał słowa:
— Jakimże to sposobem i jakiemi drogami