Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętgo Amen, Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech, ratuj mię niewinnego, prześladowanego, o ciężkie grzechy obwinionego, nieszczęśliwego człowieka!
Rzutami źrenic, przypominającemi w zygzak uciekające zające, więcej jeszcze niż wprzódy skurczony, zmalały, ściśniętą pięścią uderzał on w zapadłe swe piersi, żegnał się, w niskich szybkich pokłonach zginał się aż do pasa.
Sędzia śledczy po krótkim namyśle wyciągnął rękę ku pobliskiemu sprzętowi, i wziąwszy z niego złoty pierścionek, ukazał go oskarżonemu.
— Przedmiot ten — rzekł — odebrano ci wtedy, gdyś go próbował sprzedać na rynku. Należy on właśnie do rzeczy skradzionych Mroczyńskiemu. Jakim sposobem dostał się on do rąk twoich?
Oczy oskarżonego biegały i migotały, a palce ze zdwojoną szybkością kręciły końce sznura, gdy śpiesznie, śpieszniej jeszcze niż wprzódy, więcej jeszcze niż wprzódy zmieszanym i szepleniącym głosem odpowiedział:
— Jak pięć ranek krwawiących się było na ciałku Pana naszego Jezusa Chrystusa, tak mnie ten pierścionek pan jakiś darował, czy ja wiem kto? jakiś nieznajomy pan, taki piękny, w ta-