Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

części głowy porosłej rzadkiemi siwemi kępkami.
— Jaki stan, wasza światłości? jaki ten mój stan...?
— Ze szlachty pochodzisz, z mieszczan, czy z chłopów?
— Z chłopów, wasza światłości, chłop, chłop...
Jeszcze łagodniejszym niż wprzódy głosem sędzia śledczy ciągnął dalej swe pytania.
— Majątek jaki masz?
Obwiniony wzruszył ramionami.
— Miał niegdyś, wasza światłości, miał i ziemię, i chatę, i żywioł wszelki, ale dawno już niema, niczego niema...
— Żonę i dzieci masz?
— Żonka zmarła, a dzieci miałem, wasza światłości, miałem... dwie córki i syna, ale teraz już niema, ze wszystkiem niema.
— Czem się trudnisz?
— Ja? — ze zdziwieniem jakby wymówił obwiniony: — wasza światłość żąda wiedzieć, co ja robię? zwyczajnie dziad kościelny... pacierze mówię i żebrzę, a co ja mam robić?..
— Więc jesteś żebrakiem?
— Tak, wasza światłości, żebrakiem.
— Oddawna?