Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem zcicha odszedł. Sędzia i obwiniony pozostali sam na sam.
— Jak się nazywasz? — zapytał urzędnik.
Wyraz twarzy obwinionego byłby w tej chwili ciekawem dla psychologa połączeniem zgnębienia i ostrożności, trwogi i żądzy wniknięcia do głębi istoty sędziego. Małe jego oczki to podnosiły się na cieniem nieco okrytą twarz tego ostatniego, to bojaźliwe, na podobieństwo umykających przed ogarami zająców, rzucały się w różne strony. Bezbarwne i gąbkowate wargi jego drżały trochę, a małe, bo muskułów i tłuszczu pozbawione ręce, węzłowatemi i pełnemi plam i blizn palcami, mięły i kręciły końce przepasującego go sznura.
— Jak się nazywasz? — łagodząc surowe najczęściej brzmienie swego głosu, powtórnie zapytał Aleksy.
Głos cichy i jąkający się odpowiedział:
— Skomoroszka, wasza światłości, Skomoroszka.
— Imię chrzestne?
— Janko, wasza światłości, Janko.
— Stan?
Tu nastąpiła długa pauza.
— Stan twój? — powtórnie zapytał urzędnik.
Mała, chuda, ciemna ręka podniosła się ku