Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jezu Chryste najmiłosierniejszy, zmiłuj się nad nami! — zaszeptał stary.
U komina przewlekle, chóralnie rozlegała się strofa pieśni:

«Wzojdzi miesiaczeńku,
Jak mlinowoje koło,
Wyjdzi dzieuczyno, serce jedynieńkie,
Perehowory do mieni słowo...»

Twarz znad beczułki wyglądająca, w powietrzu jakby zawieszona, do starego przemawiała, wyraźnie przemawiała: «Pamiętasz ty talulu, oj, czy pamiętasz ten dzionek letni, słoneczny, kiedy ty na górę wchodził, sieć z rybami na plecach niosąc, a ja za tobą bosy biegł i skakał po piasku, z radości tak krzycząc, że aż rozlegało się po wiosce i między sosny, nad mogiłki, dzwonkami leciało? Pamiętasz tatulu, oj, czy pamiętasz?...
U komina pieśń z wtórem kołowrotków wzmagała się coraz i rosła, zdawało się, że ściany chaty rozsadzała:

«Jak mnie do ciebie wyjści,
Do ciebie howoryci,
Koli ludzie śmiejutsia,
Szto mnie z toboju nie życi...»

Głowa nad beczką, w powietrzu jakby zawieszona, powoli trząść się zaczęła, powiekami