Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szybkim ruchem zwróciła się ku gościowi.
— Posłuchajcie tylko... mojeż wy mileńkie, posłuchajcie! Ona ślicznie bajki gada, nie żart jakie śliczne...
Baba, u samej ziemi, na przewróconych nieckach siedząca, zpomiędzy dwóch kołowrotków wychylała pod światło ognia głowę w czerwonym, okrągłym czepku i mówić zaczynała. Wśród powszechnego milczenia, przy wtórze kołowrotków głos jej stary, przewlekły, szepleniący, rozchodził się po izbie:
— Było sobie trzech braci: dwóch rozumnych, a trzeci dureń. Powyrastali i żenić się im pora przyszła. Baćko ich i pyta.
— Którego z was synkowie najprzód ożenić?
Starszy mówi:
— Mnie, bo ja najstarszy.
Drugi mówi:
— I mnie, tatku, już pora.
A dureń także odzywa się:
— A i mnie już dawno byłaby pora.
— Nu — mówi baćko — idźcież wszyscy do lasu, a który najprędzej dużo jagód uzbiera, tego ja pierwszego ożenię.
Poszli oni wszyscy do lasu i tak zbierają, tak zbierają jagody, że ani wyprostują się. Aby