Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twarz ku stołowi pochylił, a potem z głuchą jakąś złością mruknął.
— No, byłem, byłem... to i co że byłem!
W mgnieniu oka jednak złość czy niecierpliwość poskromił i obojętnie mówił:
— A byłem tu... za robotnika najmowałem się wtedy, kiedy nowy dwór budowali... przy budowaniu nowego dworu pracowałem...
— Dawno to już było, może i ze dwadzieścia lat temu, — zauważył Mikuła.
— Więcej niż dwadzieścia, — poprawił gość.
— Nie żart, jak wtenczas dużo cudzych ludzi do tego budowania przychodziło... — zauważył bednarz.
— A dużo. I ja przychodził...
Stary uważnie na gościa popatrzył.
— Cościś mnie mroczy się w oczach... albo zdaje się, że was znam... albo zdaje się, że nie znam...
— Jak Boga kocham — zagadała baba — kab ja z tego miejsca nie wstała, kiedy i mnie nie tak samo... albo zdaje się, że was znam... albo zdaje się, że was nie znam... Musi wy kiedy ze mną rozmawiali, jak przy budowaniu nowego dworu byli...
Przybyły uśmiechał się i z dziwną uporczy-