Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu ich nie zamknął prawdziwy grad pocałunków. Śmiejąc się głośno i mocno całując brata w usta, policzki, czoło, Joanna wołała:
— Mam już Mieczku, mam! mam czego chciałam! znalazłam!
Leniwie, obojętnie, ale bardzo łagodnie uwolnił się z jej objęcia, i przewlekłym, nosowym trochę głosem zapytał:
— No, cóż tam takiego? Istna waryatka z ciebie. Co znalazłaś? pieniądze, czy co?
Poważniejąc nagle, odpowiedziała:
— Zajęcie.
Kancelista wyprostował się całkiem, zdjął okulary, wytarł je chustką, włożył napowrót, i zza ciemnych szkieł, zaczerwienionemi mrógającemi oczyma patrząc na siostrę, zapytał:
— Jakie? a pieniądze czy z tego będą?
Joanna stała o kilka kroków przed nim i opowiadała mu, po raz pierwszy, wszystkie swe troski i zmartwienia, któremi dotąd daremnie zasmucać go nie chciała. Niedawno powzięła już była zamiar wyjechania gdziekolwiek, na początkową nauczycielkę, bonę, zarządzającą wiejskim jakim domem... gdziekolwiek i na cokolwiek, byleby już raz coś z sobą zrobić, coś rozpocząć... Ale wahała się. Sama nie wiedziała dobrze do czego zdatną być może, bo uczyła