Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z katorgi uciekł? — fajkę z ust wyjmując po raz pierwszy odezwał się stary Mikuła.
— Ale tatku, z katorgi, był tam rok, dwa roki, trzy roki, aż nogi wziął za pas i hajda w świat! Słyszę, po calutkiem cesarstwie pisma rozesłali. Do gubernatorów i do policmejstrów i do stanowych i do wołostnych kancelaryj pisma rozesłali, że mówią taki a taki z katorgi uciekł, że mówią, szukać jego i łapać wszystkim kto tylko żyje przykazuje się... Słyszę, po calutkiem cesarstwie szukali, rok, dwa roki szukali, aż ot!... Kab jeho wołki zduszyły... tut znaleźli...
— Aj! — zza kołowrotka wrzasnęła Hanulka.
Gospodyni ramiona rozplotła i po raz pierwszy przestrach roztworzył nieco jej piękne i jeszcze rumiane usta.
Hdzie? — ozwał się znów Mikuła — hdzie tut znaleźli? Z durnego gadania, durniom pociecha...
— Dalbóg tatku! — niezadowoleniem ojca żywo dotknięty, szeroko ramieniem i batem rozmachując, wykrzyknął opowiadający. — Żeby mnie choroba ruszyła, jeżeli łgę! Tut znaleźli... o dwie mile od nas siedział... w chfabryce znów robotnikiem był, za fałszywym paszportem znów był... Ot i fałszywy paszport poznali, ot już