Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To jest prawda! Ot, np., wiesz co, panie Tomkiewicz, kiedy mnie pan Palicki procesem dusił, aby mi niesprawiedliwie moję fortunkę odebrać, gryzłem się, panie, tak, że o mało nie chorowałem ze zgryzoty, a wszakże często myślałem sobie: choć on wielki pan, a ja chudy szlachcic łapciasty, lepszym od niego, bo on krzywdziciel i pyszny Herod, a ja nikomu wody nie zamąciłem, własną krwawicą swoją dobyłem wszystko co mam, a czasem to jeszcze, panie, komu i dopomogłem...
— Przepraszam wielmożnego pana — odezwał się Gedali — to co pan teraz powiedział, to są takie winogrony, co na kolącym krzaku rosną... ja nie wiem, jak ten krzak nazywa się, coto tak kole?
Pytającym wzrokiem wodził po wszystkich twarzach.
— Może głóg — podpowiedziała Jadwisia.
— Aha! panienka dobrze wie... glog! glog! U nas i o tem jest przypowiastka ładna.
Dziewczynka klasnęła w dłonie. Gedali przygasłym swym wzrokiem popatrzał na nią i uśmiechając się zaczął:
— Aj! jaka panienka wesoła! jakto dobrze patrzeć, kiedy kto taki wesoły! Och! żeby to moja Małka była kiedy taka wesoła! Ona te