Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dumał. Cóż? Kiedy wróble mogą latać około tego stracha, czemużby on przelecieć nie mógł? Zielone strąki grochu są bardzo smaczne. Wiedział o tem z doświadczenia, bo mu raz ojciec garść z pola przyniósł. Oho! takie rzeczy nie zapominają się nigdy! Pamiętał dobrze, jakito był smaczny ten groch. Tutaj niektóre strąki wisiały wysoko, ale niektóre zupełnie nisko. »Nie, polecę!«
I puścił się rozorami przez kopr, kmin, kolendrę, pietruszkę, ogórki, nasturcyą... Ale za dużo tu było wszystkiego, aby mógł »lecieć«. Zagony byłe pełne, a rozory wąskie i zarosłe zielskiem. Zamiast lecieć, szedł, czasem padał, czasem pełzł. Doszedł jednak i w chwili właśnie, gdy chmura wróbli z krzykiem wzbijała się nad wierzchołki tyczek, on lazł spodem, tu i owdzie zrywając zielone strąki i chciwie potem niosąc je do ust.
Zuajdował się już teraz daleko od pielących kobiet. Rozdzielała go z niemi znaczna przestrzeń i ukrywała ściana maku, gęstwina białych kminów i żółtych koprów, nakoniec cały las grochu i fasoli. Albowiem za grochem rosła fasola, także na tyczkach, tylko, że później od grochu rodząca owoce, teraz dopiero kwitła czerwono, różowo i biało. Wróbli tam nie było,