Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   246   —

— Ratujcie! — wola — zabierzcie mię z sobą, kimkolwiek jesteście, ludźmi będąc ulitujcie się nad człowiekiem!
Był-że to człowiek? Zczerniałéj skóry jego ukryć nie mogły cierniami głogów spojone, łachmany, a z kości nędza mu uczyniła wypukłą i ostrą rzeźbę. Włosy zjeżone, z liśćmi dzikich bluszczów i badylami uschłych ziół zmieszane, do zwierzęcia o dziko wzrastającéj grzywie czyniły go podobnym; zwierzęcemi téż wydawały się jego gibkie i wystraszone skoki, gdy, to jak spragniony jeleń ku źródłu, ku liżącym ląd falom przybiegał, to na okręt, ku któremu przecież błagalne wyciągał ramiona, bacznie spojrzawszy, cofał się z trwogą, i do skały, jakby w czeluściach jéj zniknąć pragnął, obnażonemi plecy przypadał, to znowu, nieprzepartą mocą popychany, na przód biegł i wołał:
— Biada mi! kim jesteście — poznaję! Czerwienią krwawą świecą mi wasze frygijskie czapki! Wyście Trojanie, lecz wyście i ludzie, a ludźmi będąc, ulitujcie się nad człowiekiem!
Na statku znowu się podniósł krzyk, w którym jedno tylko słychać było imię:
— Grek! Grek! to Grek!
Lecz on już płynął ku okrętowi, na którym wschodzące słońce rozpłomieniało czerwoność czapek frygijskich, — płynął, do krawędzi jego rękoma uczepiony, dźwignął się w górę, ukląkł, ramiona