Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   245   —

zagnali w otchłanie Hadu, jak w szczeliny ziemi stopa przechodnia gna drobne robactwo! Przekleństwo tym, przez których od głodu kurczą się nam wnętrzności, mózg przepalają skwary, dusze w męczarniach tają; przez których od łez zczerniały lica niewiast trojańskich, a mężowie trojańscy poznali — co trwoga! Przekleństwo Grekom!
Tak płakał, wyrzekał, wył okręt z podartym żaglem w tę i owę stronę błądzący po coraz gładszém, cichszem, od świateł jutrzeńki różowém, morzu Egejskiém. Tylko rycerze, stalą okryci, hełmy na oczy spuściwszy, milczeli i stali rzędem bezsilnych w sile swéj posągów. Im nie uchodziły skargi i złorzeczenia głośne, lecz skargą i złorzeczeniem, straszniejszém nad tamte, były zsiniałe ich wargi i dłonie, u rękojeści mieczów skurczone.
Wtém spostrzeżono ląd.
— Cyklady! — zawołał sternik, doświadczony po morzach wędrowiec.
— Tenos! — zawtórzył stary Anchizes.
— Z wysp cyklopowych najdziksza, od gęstych puszcz ciemna, czołami skał zjeżona! Oprócz niedźwiedzi i dzikich bawołów, Polifema, z Cyklopów najokrutniejszego, i niezliczonych jego owiec, nie przebywa tu nikt z żyjących.
Jakto nikt? A otóż dochodzi od niéj dźwięk ludzkiego głosu i do człowieka podobna istota ukazuje się na jéj brzegu.