Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   214   —

a na głos jego z różnych stron widnokręgi zbiega się całe plemię olbrzymów, z okrutną radością wołając: „Zróbmy z nich sobie wieczerzę! We wnętrznościach naszych niech znajdą oni swoję Hesperyą!“ Długie cienie, które obok cielsk cyklopowych na powierzchnią morza padają, chronią ucieczkę Trojan. Bogowie! wołają oni, gdy mały ptak znajduje sobie gałąź, na któréj umieszcza swe gniazdo, gdy biedna mysz spokojnie zasypia w swéj norze, gdy nędzny gad i robak schronienia swe mają w wodzie lub ziemi, dla nas-że jednych miejsca pod słońcem zabrakło?... Beznadziejni już, ze zmęczonemi kośćmi i duszami strutemi gniewem, wpływają w ciemność nocy, Przed nimi, miasto słońca, przyświecającego innym — krwistym płomieniem i ciemnemi dymy wybucha paszcza wulkanu. Z pod nich wzburzone wody rzucają w niebo tumany piasków, wydartych otchłani. Ryczące fale wznoszą czasem ich statek, aż pod deszczem lejące chmury, a czasem pokrywając go sobą, strącają na dno czeluści. Z jednéj strony, po wściekłém szczekaniu, poznają oni, że Scylla wypuściła na nich błękitną swą psiarnią; z innéj, rozlega się w ciemnościach śmiertelne wycie Charybdy. Darmo sternicy wytężają resztki oślepionego wzroku; na wzdętych bałwanach, pomiędzy niebem i ziemią zawieszeni, ani dróg strasznych przeznaczeń rozwikłać, ani sterować, ani żyć, ani umrzéć nie mogą. Wtém statek o ląd uderzył. Zba-