Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   211   —

Koroibos (z wiarą i upragnieniem). Co widzisz? co wiész?
Kassandra. Milion szkód poniosą Trojanie, morze męk przepłyną i przybiją do brzegów — Hesperyi!
Koroibos. Hesperya? Nie słyszałem. Co to? gdzie?
Kassandra. Daleko... w przyszłości... czas nasycenia, pokoju, przyjaźni, pogody, zwycięztwa...
Koroibos. Chyba nas bogowie w dalekiéj przyszłości na nowo stworzą, bo dziś wyginiemy wszyscy. Czy nie zawsze giną mordowani?
Kassandra. Zawsze i nigdy, dwie zagadki w mgławicy wiecznych niepewności... Jak wicher mgłę, porywasz mię, Appollinie tam, zkąd na świat patrzą chmury. Wzrokiem ogarniam całe pole walki. Niéma u ludzi słów do opowiedzenia jéj okropności; niéma u ludzi miary, która-by zmieściła jéj bóle i zgrozy. Ale z popiołów wylatuje Fenix. To gromadka Trojan: mąż, niewiasta, dziecię i starzec... Idą, biegną, już nie dosięgnie ich ramię Greka... przybiegną ku nim inni: mężowie strzaskali czary upojeń, niewiasty pozrywały się z miękkich pościeli, dziecinne serca zagorzały jak drobne płomyki; niewolnicy pęta swe rozerwali... razem idą i nad odmętem zniszczenia wysoko niosą ojczyste bogi... Dobrze. Żyjcie! i imię Troi, bogi trojańskie, skarby trojańskie, potajemnie zniszczeniu wy-