Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   187   —

niósł wtedy, gdy Rzymianie, Pont ukorzywszy, królowi tego kraju wszystkie jego okręty ze wszystkich mórz sprzątnąć rozkazali. Kamona zaś przekrzyczeć usiłował Placydus, żołnierz rzymski, mówiący jako, życie w obozach i bitwach strawiwszy, na starość, w Rzymie, u nóg potężnych pełzał, o kawał ziemi, na któréj spocząć mógł-by i synów dla Rzymu hodować, błagając, a nic prócz pośmiewiska nie otrzymawszy, w oblicze ziemi, nie dla takich, jak on, zmordowanych biedaków stworzonéj, ślinę cisnął i do morskich zaciągnął się kohort.
Gdy ci tak mówili, Bawiusz ze srebrną brodą westchnął:
— O, Gracchusy!
A Belianus, o łabędziową szyję statku z wdziękiem oparty, senatorską postawę, w bogatéj todze, którą go okryto zachowując, wzrok na starca podniósł i znowu zapytał:
Ergo?
Bawiuszowi, wśród srebrnych włosów, po uwiędłych wargach wił się zadumany uśmiech. Z ukłonem takim, z jakim rzymscy patrycyusze na mozaikowych posadzkach swoich vestibulów dostojnych gości witają, przemówił:
— Z oblicza twego spostrzegam, że poznajesz mię, domine. Wyborną masz pamięć, boś mię raz jeden tylko i to przed laty widział. W dniu śmierci Kajusa Graccha, chłopięciem jeszcze młodém, oj-