Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   181   —

Clarissime — mówił — czy mię nie poznajesz? Dziwniejszego pomiędzy ludźmi spotkania nie sprawili nigdy bogowie. Pozwól, że pamięci twéj dopomogę. W żyznej kampanii, u skraju ogromnego twego latifundium słało się w pokorze moje małe pólko, z ciemną i nizką chatą pośrodku. Jam téż przed tobą był taki mały, jak moje pólko przed twemi niwami i taki nizki, jak moja chata przed twym pałacem. Cichy téż byłem jak robak, który bezustanku po jednéj grudce ziemi pełza i może ją kocha, bo z niéj się wylągł i poi się jéj rosą. Lecz tobie, panie wysokiéj góry, mała moja grudka potrzebną się okazała. Willę twą oskrzydlały portyki na wschód, na zachód i na południe zwrócone, takiego brakło, który-by ciebie i gości twoich w upały letnie, chłodził rzeźwością północnej strony nieba. Biedny, bez szkody dla pól swych pszenicznych i urodzajnych winnic, nie miałeś gdzie go wystawić! Litości bogów godzien, ileż mąk zniosłeś, spełnić nie mogąc jednego z tysiąca swych żądań, którym dość było począć się, aby żyć i tryumfować! Szczęściem, boskie spojrzenie twoje spłynęło na moję grudkę i na gaj nieduży, lecz bogaty w cienie i chłody, które mi nieraz potem oblane ciało krzepiły. Wspomnij, wspomnij, Belianusie, ów dzień, gdy sakwę złotą, którą mi za chatę, gaj, za moje bogi domowe płacić chciałeś, u stóp twych złożywszy, żarliwie modliłem się