Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   105   —

dział, jak uciekłeś z nią niegdyś w góry Albańskie i w uroczém Lawinium, ty, Herkulesie myśli prządłeś u stóp téj Omfalii nici niebieskich marzeń i zachwytów. I ona wtedy płonęła dla ciebie. Sam Pytagoras nie zliczył-by pewno najczulszych pieszczot i przysiąg, któremi cię obdarzała. Nie zarzucam jéj kłamstwa. Szczerą wtedy była. Ale ty, taki skromny, prosty, ważnemi sprawami zajęty; tak w tobie nie ma nic z przebiegłéj zręczności kuglarza i wesołości płochego pustaka! Wkrótce znudziłeś biedaczkę! Głupcy zabawniejszymi są i milszą ta rozmaitość wzruszeń, którą czarę miłości zaprawiać umié rozpustnik. Ślinę zdjętą pocałunkami z ust głupców i rozpustników, ona przenosi na twoje usta, filozofie! Ci, którym na imię nicość, z tobą, — o wzorze rozumu i dobroci, — dzielą się tém, co ci najdroższe! Niéma w Rzymie ani jednego tak głupiego żaka, który-by jéj kochanków wskazać nie potrafił i każdemu oznajmić, żeś ty wzgardzony i zaniedbany przez nią, wynoszącą nad ciebie Utilia bez mózgu, Orfita bez czci... A ty co? Ty jéj nawet od boku swego nie oddalasz i milczącemi ustami nakazujesz milczenie tym, którzyby ciebie ostrzegać, a ją gromić chcieli! Ludzie téż myślą, że ty nie wiész co to cierpienie. Stoikiem cię uznano, a potomność wyrzecze, że stoicy, bogom podobni, gryzących żalów nie znali. Głupstwo! Nie czarodziejami jesteście, lecz ludźmi. Co ludzi