Strona:Eliza Orzeszkowa - Pieśń przerwana.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzy staruszki uśmiech dobroduszny i przymilony zniknął, a zastąpił go wyraz żałości, połączony z powagą. Oczy błękitne jak niezapominajki podnosząc ku niemu i głową w obie strony poruszając, odrzekła:
— Nie można! nie można!
Palec pomarszczony do wysokości ust podniosła i raz jeszcze powtórzyła:
— Nie można!
Ale od tego ruchu kłębek bawełny spadł z kolan i potoczył się po dziurawej podłodze ganeczku. Próbowała przyciągnąć go ku sobie nicią, ale to nie pomagało.
Książe podniósł i podał jej kłębek.
Zerwała się z siedzenia i zno-