Strona:Eliza Orzeszkowa - Pieśń przerwana.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
104
ELIZA ORZESZKOWA

jeszcze i ten koszyk postawił — z jego rozkazu. Przecież mówił, że książe pozwolił mu dawać owoce ze swego ogrodu komu tylko zechce.
Rumieniec płomienny uderzył jej do twarzy.
— Niech sobie daje... ale nie nam! Nie mnie — powtórzyła, — o nie! Za nic! Podarunek od człowieka zupełnie obcego, — za nic!
Z siłą wielką uczuła w tej chwili, że był on dla niej obcym; zarazem strzałka bolesna przeszyła jej serce. Cóż stąd, że to boli? Może sobie boleć, niemniej prawdą jest, że on obcy. Nawet nie zna jej ojca! Jakżeby ojciec jej mógł zjadać owoce, darowane przez człowieka nieznajomego? Trzeba mu