Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/593

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   587   —

stwem jego, odtrącona hańbą która na niego spadła, i błędem, którego powodem w znacznej części była ona sama.
— I ty chcesz jeszcze zostać jego żoną! — powtarzała trzęsącemi się usty, wpatrując się w córkę migocącemi coraz żywiej oczami.
Smutek Krystyny widoczniejszym stał się w czasie rozmowy z matką. Była ona jednak spokojną ciągle i poważną, wyraz silnego postanowienia nie zniknął z jej twarzy.
— Moja droga matko — zaczęła, — czuję potrzebę i obowiązek iść za głosem mego serca, rozkazującym mi abym nieodstępowała człowieka, który wielki błąd swój okupił większą jeszcze pokutą, i abym towarzyszyła mu w cierpieniach i poniżeniu, tak jak towarzyszyć pragnęłam w spokoju i sławie.
Ewa mocowała się z sobą, aby nie uledz porywającym ją spazmom.
— I jakżeto będzie? — jęknęła pomiędzy westchnieniem prawdziwej boleści, a nerwowem ziewnięciem, — i cóż uczynisz?
— Pojadę z nim tam, kędy wyznaczą mu miejsce kary — odpowiedziała Krystyna; — pozostanę przy boku jego wszędzie i zawsze, będę z nim razem pracować i cierpieć. A jakkolwiek ciężkie byłyby trudy te i cierpienia, znajdę zawsze szczęście w miłości mej dla niego, i w przekonaniu że uła-