Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/580

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   574   —

całą długością stołu człowiek, po raz pierwszy odkąd tu przybył, uczynił żywe poruszenie.
Uczynił je w stronę, w której woźny stojąc na niewielkiem podniesieniu, gotował się do zapalenia wiszącej nad stołem lampy, jak zwykle o tej porze zapadającego zmroku.
— Panie prezesie — ozwał się Dembieliński — jeśli to panu i pańskim kolegom nie uczyni żadnej przykrości, prosiłbym aby przez chwilę jeszcze wstrzymano się z roznieceniem światła.
Żądanie było trochę dziwne, ale przedmiot jego wydawał się tak mało znaczącym, a przytem obecni tak wiele dobrego a raczej świetnego wiedzieli i słyszeli o głośnym pisarzu i polityku, że odmawiać mu nie uznali za potrzebne ani za stosowne.
— Prezes w sposób znaczący skinął na woźnego, który wnet się oddalił, i wracając do słów swych przerwanych mówić zaczął.
— Wszystko co pan raczyłeś nam powiedzieć jest tak dokładnem, że zadziwia mię nieco, zkąd pan możesz mieć tak zupełną świadomość szczegółów zajmującej nas obecnie sprawy. Miałżebyś pan posiadać jakieś wiadomości o człowieku, którego przewinienia wymieniłeś przed chwilą?
Po zapytaniu tem nastąpiło kilka sekund milczenia; poczem zapytany odpowiedział tym samym czystym i pewnym głosem, którym mówił dotąd.