Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/539

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   533   —

Na ten okrzyk powtórzony, kobieta siedząca na ziemi w kącie pokoju, drgnęła od stóp do głowy, nie zmieniła przecież postawy.
— Monilko, zbliż się do ojca twego — szepnęła nad nią Krystyna, i dotknęła jej ramienia. Ale ramię to porywczym ruchem usunęło się z pod miękkiej dłoni, która na niem spoczęła. — Monilko, — powtórzyła Krystyna, — ojciec cię woła!
Dziewczyna w siermiędze podniosła głowę; na jej twarzy gęste zmarszczki łączyły się ze śladami młodości, a łzy rzęsiście płynące po policzkach, ukryć nie mogły wyrazu głuchej złości, namiętnego, dzikiego niemal rozjątrzenia, jakie świeciło w szeroko otwartych oczach i wykrzywiało zwiędłe, pomarszczone usta. Ukazała tę twarz i wnet ją znowu w dłoniach ukryła.
— Dajcie mi pani pokój! — wymówiła szeptem, w którym ozwały się te same uczucia, jakie panowały na twarzy; — albożeście nie widzieli że on mię nie poznał? Alboż ja podobna do tej Monilki, której on woła!...
Podczas tej krótkiej rozmowy dwóch kobiet, lekarz szepnął kilka słów hrabiemu, następnie zbliżył się do obłąkanego starca i ująwszy go łagodnie za rękę, cichym głosem zdawał się go nakłaniać do opuszczenia pokoju.
— Najjaśniejszy Panie! — zawołał prostując się Walery, — nie moja w tem wina żeś pozbawiony zo-