Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/530

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   524   —

srogą ręką losu w połowie życia przywiedzionego nad sam już brzeg mogiły, z duchem silnym, cierpliwym i wytrwałym, lecz z ciałem umierającem. Leżał w zupełnej prawie pogrążony nieruchomości, w której jednak znać było nietylko wyczerpanie sił fizycznych, i stopniowe uchodzenie życia z członków martwiejących, ale także głębokie zamyślenie, podobne temu, w jakiem pozostaje człowiek gotujący się do nieznanej, lecz nieuniknionej przyszłości, i przed opuszczeniem wszystkiego co otaczało go niegdyś i otacza dziś, odbywający w swem wnętrzu uroczysty, choć milczący akt pożegnania. W linjach tych zmarszczek, które okrywały pożółkłe jego czoło, w powolnem zataczaniu się zmęczonych lecz jasnych źrenic, w chwilowem poruszaniu się ust cierpiących i łagodnych, nie było ani śladu gorzkich, rozpacznych, ostrych ani gniewnych uczuć; malowało się w nich tylko znużenie śmiertelne, połączone z głębokim smutkiem, rozświecanym od czasu do czasu światłym promieniem nadziei jakiejś, wyższej nad wszelkie ziemskie nadzieje, krążącej już w tych nieznanych wysokich światach, w jakie w chwili przedzgonnej wpatrują się z miłością i pożądaniem ci, których życie było ciężkie, a sumienie czyste.
Człowiek ten nieruchomo spoczywający na łożu, i jak się zdawało, przebywający ostatnią godzinę dzielącą ziemską przeszłość od poza ziemskiej przyszło-