Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/497

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   491   —

pismem Suszyca szeleścił w palcach ściskających go niecierpliwie, gniewnie prawie.
Usiadł, i oparł czoło na obu dłoniach.
— Bezpieczeństwo, — mówił do siebie — tak, ale zarazem i bezkarność!... nieposzlakowana cześć na zewnątrz, wewnątrz niezmyta hańba!
Znowu otworzyły się drzwi, i wszedł służący zapytując gościa Dolinieckiego zamku, czy życzy sobie zejść na wieczerzę do wspólnej sali jadalnej, czy też rozkaże ją przynieść do swego pokoju.
Dembieliński podniósł głowę, i ukazał służącemu twarz nietylko spokojną ale nieruchomą.
— Nie będę dziś jadł wcale — rzekł — powiedz państwu, że jestem zajęty bardzo.
W istocie, roztworzył książkę i przysunął ku sobie kilka arkuszy zapisanego papieru; po odejściu jednak służącego nie zabrał się do czytania ni pisania, lecz siedział z czołem ukrytem w dłoniach, lub przechadzał się po pokoju powolnemi, szerokiemi krokami. Znać było po nim, że rozmyślał nad czemś głęboko, że zagadnienie jakieś rozplątywał w myśli, słowem że dobijał się prawdy całą mocą moralnej swej istoty, niecierpliwie usuwając wszystko co mu ją zasłaniało. Późno już było po północy gdy usiadł przed stołem, i zaczął kreślić ołówkiem długi rząd cyfer. Widocznie czynił on rachunek całego swego mienia, które było znacznem, bo popularność jakiej używały tak prace piśmiennicze