Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/471

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   465   —

ło... potrzebowałam pieniędzy i wzięłam je skąd mogłam“ — Taką była odpowiedź twoja matko na rozpacz ojca, i wstyd jakiego doświadczał, widząc imię swoje po raz pierwszy zniesławione. Takiemito słowami zbyłaś nieszczęśliwy wypadek, który pozbawił rodzinę naszą uczciwego, dostatniego bytu. Odpowiedź taką matko nieraz jeszcze potem dawałaś ojcu; brać pieniądze zkąd można, oto dewiza twoja, z której wypłynęło to poniżenie i ubóstwo, w jakiem pogrążył się wkrótce cały nasz dom. Pamiętam ja dwie panie piękne i pięknie ustrojone, które przybyły do nas aby ojcu powierzyć majątkowe swe interesa, i pamiętam sposób w jaki ty matko je przyjęłaś. Gdy weszły witając się grzecznie i zapytując o ojca, co uczyniłaś matko? Oto spojrzałaś na ich kosztowne stroje, na piękny ich powóz stojący przed oknami, i udając że wyręczasz zwykle męża swego w zawieraniu umów, zaczęłaś z niemi targować się... Żądałaś od nich sum bajecznych, aż one uśmiechnęły się, ukłoniły, odjechały i więcej nie wróciły... Uczyniłaś to samo z kilkoma innymi bogatymi panami i paniami, i sprawiłaś, że bogaci przestali całkiem przybywać do ojca, a mijając nasze mieszkanie, uśmiechali się i pogardliwie wzruszali ramionami. Pamiętam także historję tych żydów i tych szlachciców zagrodowych, którzy na twe żądanie matko znosili