Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/463

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   457   —

szedłem tu dziś, aby głowę moją okrytą szronem starości i czoło zorane latami, troskami i cierpieniami, nizko, bardzo nizko pochylić przed wami, dzieci moje... Przebaczcie mi... Jeżeli w sercach waszych pozostało choć trochę uczuć dobrych, jeśli zdolne jesteście zdobyć się na jednę przynajmniej chwilę wspaniałomyślności, przebaczcie mi i nigdy nie wspominajcie źle o mnie. W tej chwili stanowczej, gdy nazawsze porzucić mam i was, i wszystko co na świecie żyje wolne i szanowane; gdy wnet, wnet zanurzyć mi się przyjdzie w otchłań hańby, i nad grobem już rozpocząć ciężkie życie kary i pokuty — w tej chwili stanowczej i uroczystej, jak powietrza do oddechu, jak światła dla widzenia, potrzebuję wiedzieć, że złorzeczyć mi nie będziecie... Spowiadam się przed wami... wyznaję słabość mą, niedołężność.... Pozwoliłem woli mojej upaść, sercu zwiędnąć i zgorzknieć, rozumowi zbłąkać się na bezdrożach.... Nie byłem członkiem społeczeństwa uczciwym, nie byłem ojcem czujnym i dobrym... Źle spełniłem obowiązki moje, nie spełniłem ich wcale... Zmarnowałem życie własne, skrzywiłem, zepsułem wasze... Ale cierpiałem.... Mamże opowiadać wam w jaki sposób z człowieka znającego swe dążności i uczciwe ambicje, stałem się maszyną zarabiającą byle jak i byle czem na kawałek chleba dla was, na chwilę martwego spokoju dla siebie? Mamże rachować przed wami wszyst-