Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/458

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   452   —

Powiedział to tak, że pani Honorata zamknęła usta, a szerzej otworzyła swe małe, brzydkie oczki; po zwiędłej, ostro zarysowanej twarzy Dowcipnej, przesunęła się lekką bladość. Po chwili milczenia Suszyc zaczął znowu.
— Przyszedłem was pożegnać. Dokąd się udam i co się ze mną stanie, ani chcę ani mogę mówić; dowiecie się o tem sami aż nadto rychło. Wiem dobrze iż odejście moje nie pozostawi w sercach waszych pustki ani rany, toteż odszedłbym milcząc, zniknąłbym z przed oczu waszych, tak samo jak oddawna zniknąłem z myśli i z pamięci. Ale człowiek który nie spełniał nigdy obowiązków swych jak należało, w chwili stanowczej, w tej chwili ostatniej, która podobna do śmierci lecz stokroć od niej straszniejsza, oderwać go ma od żyjącego społeczeństwa, może przecież usłyszeć głos obowiązku przemawiający doń z mocą niezwalczoną; człowiek który oddawna niczego już nie pragnął prócz martwego spokoju i bezbrzeżnej samotności, w chwili burzy i boleści, może przecież uczuć gwałtowne pragnienie i uczynić mu zadość... Tak, uczynić zadość pragnieniu swemu może on i ma prawo. Gdyż odtąd, kto wie czy na spieczone męczernią usta jego spadnie kiedykolwiek kropla jaka, ugaszająca pragnienie jego piersi...
Mówił to ze spuszczonemi oczami i zniżonym lecz pewnym głosem. Nagle umilkł, podniósł wzrok