Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   395   —

ktem. Dembieliński poruszył się z miejsca, na którem stał dotąd, i zagrodził mu drogę, ale Klara cofnęła się sama aż pod ścianę. Blada twarz jej nieruchoma była jak zawsze, ale błękitne, łagodne i smutne zwykle oczy błyszczały światłem.
— Tak! — krzyknęła wyciągając przed siebie załamane ręce, jakby chciała z nich utworzyć sobie puklerz i odporę — jesteś moim ojcem, ale zabiłeś moją matkę!....
W tej chwili kilku już ludzi znajdowało się w pokoju. Rycz stał jak wryty do miejsca i patrzał na córkę. Nagle targnął ogniste włosy okrywające głowę jego, twarz i rzucił je na ziemię.
— Panie hrabio! — rzekł stłumionym ale przenikającym szeptem, — rozkaż aby zaprowadzono mię do turmy. Ukradłem twoje papiery i oddałem je fałszerzom, którzy ukradli pieniądze w banku, przewoziłem kontrabandy i zabiłem strażnika. Basta! niech już to wszystko raz się skończy!
Hrabia zwrócił się ku oczekującej na rozkazy jego służbie. — Weźcie człowieka tego i zapowadźcie go gdzie należy — wymówił, i odwróciwszy się, zakrył dłonią oczy. Rycz nie bronił się, i spokojnie postępował śród ludzi, którzy go otoczyli. Hrabia po kilku sekundach odkrył twarz silnie wzruszoną, i szukał wzrokiem Klary, która klęczała z głową nizko pochyloną i ukrytą w dłoniach. Przez palce jej przeciekały rzęsiste łzy i widniał ciemny ru-