Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   392   —

Ze słów tych i głosu jakim je wymawiał, znać było że zapanowały w nim dwa uczucia: wstyd przed córką, która była świadkiem jego hańby, i instynkt zachowawczy wzbudzający w nim trwogę przed straszną karą, która go czekała. Przypełzł na klęczkach, i trzęsącemi się ramionami objął nogi hrabiego. Z piersi jego wydobywały się wściekłe jakieś jęki, podobne do przekleństw i złorzeczeń; ale twarz dotknęła prawie ziemi, i widać było jak z nawpół zamkniętych oczu jego spadły bujne łzy.
Na twarzy hrabiego wybiła się także walka sprzecznych uczuć. Nie mógł on bez najwyższej boleści widzieć klęczącego przed sobą człowieka, a zarazem myśleć, że podnieść go nie może, niepowinien. Tysiąc myśli w jednej minucie przesunęło się przez głowę filantropa. Człowiek rozciągnięty teraz przed nim w łzach i prochu, był winowajcą wielkim, to prawda; ale z drugiej strony uderzył weń snać piorun boży i sumienie zapalił mu trawiącą lecz zbawczą pożogą zgryzoty. Byłato może chwila stanowcza, w której dusza ta zbrodnicza lecz zmordowana, przedrzeć się mogła w krainę światłości. Miałże jednem słowem zapierać mu jej wrota? Miałże on, bogaty we wszelkie wielkości ziemskie, udostojniony wszelkiemi godnościami duchowemi, pchnąć w bezdnię kary i sromoty człowieka, który łzami oblewał jego stopy wołając o sobie: „jam nędzny robak!“ Tak czuł i myślał filan-