Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   377   —

cego ją brudu. Nagłe jakieś osłupienie znieruchomiło mu źrenice, usta wykrzywiły się śmiechem zdławionym, spazmatycznym.
— Widzieliście ją kiedy? — zawołał po chwili takiego śmiechu, — i palce ku oknu wyciągnął. Widzieliście ją! wygląda jak królewna, a nie wie, że ojciec jej zdycha blizko niej z nędzy i strachu! Więc mój hrabia naprawdę wyhodował ją jak paniątko! Oho! panienka musi mieć pieniądze! Niech podzieli się z ojcem!
Mówiąc to rzucił się ku drzwiom, i zanim dwaj obecni mieli czas uczynić jakiekolwiek poruszenie, wybiegł z pokoju.
W kilka minut po wejściu Rycza do mieszkania Rodryga, przed bramą pustej kamienicy zatrzymał się mały powozik, i wysiadła z niego młoda, wysmukła panna w czarnej sukni i czarnym kapeluszu, z pod którego na szyję jej i plecy spływały grube uploty włosów lnianego koloru. Byłato córka Rycza, która w rocznicę śmierci swej matki przybywała nawiedzić jej mogiłę. Powóz stał przed bramą, a ona zwykłym sobie, powolnym, jakby zamyślonym krokiem, przeszedłszy kawał pustego gruntu, zniknęła za murem otaczającym cmentarz. W pół godziny potem ukazała się znowu, i wracała tą samą drogą jaką przyszła, dążąc do oczekującego na nią powozu. Szła powolniej jeszcze jak wprzódy, i z pochyloną nieco głową. Z za prze-