Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/372

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   366   —

który nie posiadam takiego mieszkania, przechadzałem się dotąd, ale zabrakło mi już — cierpliwości.
Przy ostatnich wyrazach uśmiech z jakim mówił zniknął mu z ust, a natomiast wybił się na nie wyraz zgnębienia, połączonego z gniewem. Chude, pomarszczone palce starego człowieka zacisnęły się silnie w koło poręczy fotelu, na którym siedział.
— Dość już tego! — wymówił głośniej i dobitniej; — to nie są żarty Rodrygu, wiesz o tem! To przeszłość nasza, która w postaci tego człowieka zagląda w oczy mnie i tobie.
Umilkł i wpatrzył się bacznie w małego człowieczka, który przy słowach jego owinął się szczelniej obszernym szlafrokiem, rzucił się w głąb fotelu, i siedział nieporuszony ze spuszczonemi oczami.
— To nie są żarty! — powtórzył Suszyc po chwili milczenia; — znasz tego człowieka, wiesz zatem czy ufać mu można... Jeśli raz dostanie się w ręce sprawiedliwości, sprzeda nas za parę lat skróconej kary, za misę choćby obfitszej strawy, za kieliszek gorzałki... Wtenczas zdejmą ci z nóg te aksamitne pantofle i zastąpią je strojem całkiem innym, a zamiast tego ciepłego szlafroka, okryją cię szarą siermięgą z czarnym krzyżem na plecach. Kajdany ciężkie są, a siermięga bardzo szorstką, możesz