Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   364   —

ściami, oświecały rozwieszone z obu stron komina sztychy, na których widok przysłoniłaby sobie oczy każda uczciwa kobieta, od których odwróciłby się nawet z pośpiechem mężczyzna, posiadający w sobie choć odrobinę jeszcze moralnego zmysłu. A jednak sztychy te jakkolwiek nieprzystojne, bezwzględnie rzecz biorąc, nie szpeciły pokoju, bo wykonanie ich było wyborne, a przedmiot któryby był ohydnym gdzieindziej, tu zgadzał się z wyuzdanym sybarytyzmem, stanowiącym ogólną cechę mieszkania.
Gdy Suszyc stanął w progu pierwszego pokoju, na eleganckim kominku żarzyły się rozpalone węgle, czerwonym blaskiem oświecając parę nóg niewielkich, odzianych w miękkie barwisto haftowane pantofle i opartych na żelaznej kracie kominka, wygrzewających się przy umiarkowanem cieple. Nogi te należały do małego, szczupłego człowieczka, owiniętego w obszerny szlafrok z miękkiej materji, i nawpół leżącego w głębokim fotelu, z rękami skrzyżowanemi na kolanach, a w ustach z cygarem, z którego rozchodził się dokoła głowy jego przyjemnie woniejący dymek. W pobliżu fotelu widać było niewielki stolik z resztkami jadła na talerzach i parą nawpół wypróżnionych butelek. Na widok wchodzącego, mały człowieczek podniósł się trochę, przez co zmienił leżącą postawę na siedzącą; coś podobnego do uśmiechu wygięło wązką linję warg