Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   349   —

rającej boleści, płonącego w jej oczach, albo wielkich gorących kropel łez, które od chwili do chwili spływały z oczu tych na blade bardzo policzki. Nagle Ewa pochyliła się, i oba ramiona zarzuciła na szyję córki. Podniosła głowę jej i zaczęła okrywać ją namiętnemi pocałunkami. Przez chwilę nie mogła wymówić ani jednego słowa, i tylko usta jej lgnęły do czoła, oczów i ust pięknej, klęczącej przed nią dziewczyny, z takiem namiętnem uniesieniem, jakby wszystka burza tak długo miotająca jej sercem, wylewała się na zewnątrz przez te pocałunki, zdrojami gorącej miłości.
— O moje dziecko! — szepnęła po chwili, — o moje śliczne, dobre, wspaniałomyślne dziecko! tyś przebaczyła mi! tyś nie wzgardziła twą występną, niedołężną matką! O bądź błogosławioną! Krystyno! wróciłaś mi życie!
Zaledwie wymówiła to, porwała się z miejsca i stanęła wyprostowana.
— Nie! — zawołała, — tak nie będzie jak powiedziałaś, Krystyno! ty nie będziesz przezemnie cierpiała! Niechże choć raz uczynię cokolwiek dobrego na świecie! niechże choć raz będę człowiekiem!
Z siłą jakiej niepodobnaby się spodziewać po istocie tak schorowanej fizycznie i moralnie, pod-