Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   330   —

Przy ostatnich słowach głos młodej dziewczyny zniżył się nieco, i nabrał tych brzmień pełnych, mocnych, jakiemi przemawiać może głębokie tylko uczucie i niewzruszone przekonanie. Ale na Ewę słowa te wywarły wrażenie gromu. Wywołana niemi, stanęła przed jej oczami niezapomniana nigdy chwila jej życia, w której nie już nędza, nie już zbrodnia, ale proste wyrzeczenie się wyrafinowanych miękkości zbytku, prosta możebność walki z miernością, nastraszyły jej serce tak, że zdrętwiałe, bezsilne, uciekło przed niemi pod bezpieczne schronienie cudzego bogactwa, przywłaszczonego mocą oszukaństwa i najwystępniejszego ze wszystkich fałszerstw, sercowego fałszerstwa. Ewa stała przez chwilę nieruchoma, oniemiała, z oczami rozszerzonemi nieco, wlepionemi w twarz córki, to iskrzącemi się ostrem światłem, to gasnącemi nagle, niby cofającemi się wzrokiem wewnątrz. Usta jej zsiniałe, pomarszczone, trzęsły się jak zwiędłe liście poruszane wichrem, otwierały się jakby dla wydania jakiegoś okrzyku, który je palił; lecz zwierały się znowu, bo piersi szamotanej burzą uczuć, zabrakło głosu. Nagle jednak uczyniła nowe wysilenie i zawołała:
— Ja zabraniam ci kochać go! czy rozumiesz mię?
Krystyna zadrżała. W dźwięku głosu, w zmienionej strasznie twarzy matki, odgadła ona coś, co wielkiem nieszczęściem groziło im obydwóm, a nie