Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   325   —

zdawały się urągać jej niedołężności i chorobie, jej upokorzeniu i męczarniom. Pamięć o tem, że jest matką tej kobiety, przypominała jej tylko władzę rodzicielską; o rodzicielskich uczuciach i powinnościach myślała ona zawsze mało — teraz nie myślała wcale.
Zerwała się z sofy i targnęła taśmę dzwonka. Lokaj i panna służąca ukazali się jednocześnie we drzwiach salonu. — Czy moja córka wróciła z przechadzki?
Słudzy widzieli Krystynę wracającą do domu przed paru minutami.
— Niech do mnie przyjdzie natychmiast.
Ewa znalazłszy się znów samą, szybkiemi krokami przebiegła parę razy salonik, i zatrzymała się przed zwierciadłem. Skropiła orzeźwiającym płynem rozpalone policzki, poprawiła nieład włosów, wzięła do ręki książkę, i usiadła na kozetce rozgarniając dokoła siebie fałdy kaszmiru, aby leżały gładko i falowały miękko. Nie chciała, aby cokolwiek w postawie jej lub ubraniu zdradziło burze jej i cierpienia przed tą szczęśliwą kobietą, która wnet wejść tu miała.
Po chwili Krystyna nie weszła ale wbiegła do saloniku. Suknia jej jasna, mniej przecież była jasną od twarzy promieniejącej blaskiem uczuć niewymownych. Ciemne oczy dziewczyny paliły się pełnią szczęścia; czoło jej gładkie było i zróżowio-