Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   313   —

Krystyna wstrząsnęła zwolna głową i odpowiedziała: — Nigdy!
I teraz także nie spuściła wzroku; powieki jej podniesione były i odkrywały źrenice błyszczące i głębokie, w których jednak blasku i głębi, nic skrytego nie było.
Dembieliński zatopił spojrzenie w tem błyszczącem przezroczu dziewiczych źrenic. — Patrząc w twe oczy, Krystyno — wymówił zcicha i powoli, — nie można wątpić... trzeba wierzyć.
Różowe usta dziewczyny zadrżały lekko. — Wierz Anatolu — odparła również cicho, — wiara miłą jest sercu.
— Spokojnato pani — wymówił mężczyzna, — nie znałem jej długo... lecz poznać pragnąłem zawsze...
Pochylił się trochę, i ręka jego, gorąca w tej chwili, powolnym lecz długim uściskiem objęła dłoń dziewczyny. I tak jak wczoraj, wyraz cichego zamyślenia spłynął mu na twarz. Głęboka rozkosz napełniła oczy. Krystyna nie odbierała mu swej ręki, ale tym razem gorący rumieniec wstępował na jej policzki i obejmował czoło barwą karminu. Nie było to wszakże zawstydzenie podlotka, ani dziecinna skromność kobiety wstydzącej się własnych uczuć; rumieniec Krystyny zdradzał raczej wzruszenie, które z piersi jej podniosło się ku głowie i zatętniło w skroniach przyśpieszonem biciem. W postawie jej i wyrazie oczu widać było powagę, z jaką