Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   288   —

obiedzie. Woń wschodniego napoju zamykała mi czasem powieki, ale i wtedy jeszcze wpół w śnie, wpół na jawie, słyszałem warczenie drutów telegraficznych i widziałem zecerów układających w widome znaki myśl moją, nad skreśleniem której przesiedziałem noc i ranek, często długie szeregi nocy i ranków. Zrywałem się i biegłem, aby rozgmatwywać splątane pismo telegraficznych depesz, albo poprawiać błędy zecerów. Oto co przez życie całe czyniłem. Pracowałem... a jednak przed chwilą pytałem pana, co jest życie? gdzie jest szczęście? i jak nazywa się ideał?
Hrabia słuchał z głęboką uwagą, a jasne oczy jego stawały się smutnemi. Widział w tej chwili przed sobą jednego z tych ludzi, którzy pomimo bogatych zdolności umysłu i wielkiej energji charakteru, nie doszli do rozwiązania najważniejszych zagadek bytu. Na ten widok zapomniał całkiem o jakichkolwiek względach zwyczajów lub etykiety, któreby skrępować mogły mowę jego. Zbliżył się położył dłoń na ramieniu towarzysza i patrząc na niego swemi jasnemi, dobremi oczami, wymówił ze smutkiem.
— Praca twoja posiadała pierwiastek zły, i postępowała w kierunku fałszywym. Miłość i wiara nie przewodniczyły ci w pracy, ale pycha; na miejscu ideału postawiłeś samego siebie, serce i głowę oddałeś we władanie namiętności, która była w to-