Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   286   —

ną ze świadomości, że przedmiot wiary jego i ukochania, ideał, pozostał przed nim niezachwiany, niezbluźniony i nieopuszczony, lecz przeciwnie rozrósł się w nim, ogarnął go, mocą miłości jego, wiary i trudów wstąpił mu w głowę, w serce i w dłonie, i rozlał się z nich po świecie myślą, uczuciem, czynem.
Jeżeli hrabia mówił to z zapałem i głębokiem przekonaniem, to Dembieliński słuchał go z wyraźnem skupieniem a nawet naprężeniem władz umysłowych. Na ustach jego nie było już ani śladu uśmiechu; po rozumnem czole schylonem nieco w tej chwili, przebiegały fale zmarszczek, niby widoczne znaki bojujących w głowie myśli. Ale człowiek ten nie mógł pozostawać długo z pochyloną głową; przed pyszny umysł jego tłumem cisnęły się zagadki życiowe, za rozwiązanie których oddałby w tej chwili samego siebie, choćby duchom piekła.
— Panie — rzekł podnosząc czoło oblane bladością namiętnego pragnienia, — jakim sposobem człowiek od młodu dążyć ma do przedmiotu wiary swej i miłości, aby mu się on nie przemienił w przyczynę męczarni?
— Pracą niezmordowaną — odparł hrabia, — innej drogi niema.
Zapanowała chwila milczenia. Dembieliński usiadł na dawnem miejscu, pochylił się przed ogniem, patrząc weń nieruchomemi oczami, i mil-