Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   274   —

mgnienie oka, zrządzenie drobnego wypadku; ale z oczu kobiety strzeliły płomienie, czoło jej, twarz i szyja oblały się purpurą. Rzuciła się w tył, i ukryła znowu głowę w cieniu ekrana. Dembieliński nie widział gwałtownego wzruszenia Ewy, tak samo jak przedtem nie odgadł przyczyny dla której pochyliła twarz swą ku ziemi.
Teraz ścigał on wzrokiem Krystynę, która powstawszy od stołu przy którym siedzała, lekkim, swobodnym krokiem przechodziła na drugi koniec komnaty. Surowy wyraz jaki pokrywał twarz jego, złagodniał znowu.
— Kuzynko Krystyno — zawołał prawie wesoło — gdym przed chwilą patrzył na ciebie, niewiem dla czego przyszła mi na pamięć Julja Szekspira.
— Drogi kuzynie — odpowiedziała Krystyna zwracając ku niemu twarz promieniejącą uśmiechem — niedawno przypominałam ci Beatryczę, a teraz przypominam Julję. Jak widzę, masz we mnie całą galerję kobiet królujących w państwie poezji.
Dembieliński skłonił się lekko. — Jestto tak dalece prawdą, iż pewny prawie jestem, że gdybyś pokochała kogo, byłabyś podobną do Andromaki, a w dalszych kolejach życia posiadłabyś cnoty Penelopy, tego rzadkiego wielce typu stałości niewieściej.
Mówił to żartobliwym tonem, Krystyna uśmiechnęła się także, ale oczy ich spotkały się i tonęły