Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   231   —

ca do góry nogami. To co spoczywało kędyś na dnie w ukryciu, podnosi się i woła wielkim głosem że już nie śpi; to coś sądził że umarło na zawsze, powstaje z letargu, i zaczyna w njpiękniejsze gospodarstwo w twej piersi i głowie. Co wtedy człowiekowi czynić należy?
— Wtedy — z uśmiechem ale i z namysłem odpowiedział hrabia — należy człowiekowi spojrzeć za siebie i w siebie, i z pokorą ducha powiedzieć sobie: „Omyliłem się, i błąd poprawię.“
Dembieliński stał oparty o gzems kominka.
— Bywają błędy okropne — wymówił zwolna.
— Kuzynie Anatolu — rzekła Krystyna — niema takiego błędu, któregoby naprawić nie można.
On spojrzał znowu w jej oczy promienne niezłomną wiarą we wszystko co wielkie i piękne, palące się w głębi ogniem gorącym jak namiętność, lecz czystym jak niepokalanie.
— A jeżeli pod wpływem błędnych wyobrażeń serce uwiędło, umysł zgorzkniał? — zapytał krótko.
Tym razem hrabia powstał i położył dłoń na ramieniu pytającego. — Kochany panie — rzekł z łagodną powagą — niejedno już na świecie serce, które miało się za uwiędłe, rozkwitło pod wpływem miłości, a umysł szyderczy i zgorzkniały odnalazł wiarę i słodycz, odnajdując utracony zmysł uwielbienia.