Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   195   —

kruchy sucharek w swych zdrowych, drobnych i białych ząbkach, mówiła dalej.
— Trzeba panu wiedzieć naprzód, że w domu naszym poezja nie kwitła nigdy; mama nie lubiła jej, ojciec lubił ją kiedyś podobno, ale gdyśmy dorastały, był tak zawsze skłopotany i.... No, słowem poezją nikt u nas nie zajmował się, nikt nigdy nie wspominał o niej; a ja, kiedy miałam lat szesnaście, nie wiedziałam nawet co to takiego poezja; byłam doprawdy blizką mniemania, że to jakiś wielki grzech, słysząc w jaki sposób mówiła o niej moja matka, która.... która wcale a wcale nie lubiła poezji. Znać jednak, że miałam wrodzony pociąg do rzeczy pięknych i miłych sercu, bo pamiętam, że ile razy ojciec mój zagrał wśród nocy na swoim ulubionym flecie, budziłam się, i doświadczałam takich dziwnych uczuć, żem sama siebie nie rozumiała.
— A więc ojciec pani, chociaż przestał lubić poezję, zajmował się muzyką? — zauważył Dembieliński, słuchający mowy młodej kobiety z widocznem zajęciem, nie bez pewnego jednak uśmiechu, który przewijał się po jego ustach, zdradzając myśl niedowierzającą i ironiczną.
— Tak, ojciec mój lubił muzykę, i jak mi się wtedy zdawało a nawet i teraz jeszcze zdaje, grywał bardzo pięknie.... Pewnej wszakże nocy usłyszałam muzykę jego po raz ostatni.
— Czy umarł? — zapytał gość.