Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   11   —

— Na lewo, moje dziecko — potwierdzał hrabia i dodawał: — Tymczasem.
Jak zwykle, tak i teraz pomiędzy ludźmi przybiegającymi do hrabiego po wsparcie i pomoc, znalazło się więcej kozłów niż baranów; więcej takich którzy wyzyskać chcieli jego wspaniałomyślność, niż takich, którzyby w istocie zasługiwali na nią cnotą lub prawdziwem nieszczęściem. Przy czytaniu czwartego lub piątego z tych listów, zdradzających wyraźnie umysł płaski i czołgający się, serce obłudne i rękę chciwą, na białą twarz Krystyny wystąpiły lekkie rumieńce. — Mój ojce, — zawołała odrzucając na stronę ostatnią przeczytaną kartkę, i zaplatając przed sobą ręce, — mój ojcze! ja nie mogę spokojnie czytać tych pochlebstw nizkich, tych słów nadętych i obłudnych, któremi ludzie otworzyć sobie pragną twą hojną, dobroczynną rękę. Wytryska z nich jakieś przykre światło i razi mi oczy! Nienawidzę fałszu i złości, których listy te są obrazem! Dla czego ojcze nie wzbronisz podobnym ludziom pisać do siebie?
Młoda dziewczyna mówiła to z uniesieniem; w głosie jej brzmiała prawda, policzki rumieniły się, na dnie łagodnych przed chwilą źrenic zapłonął żar cichy lecz namiętny. Hrabia słuchał ją z widoczną radością, z za której jednak przebijało się trochę smutku.