Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   152   —

podobnym wypadku długo muszę łamać się z sobą, aby zapomnieć, że tam ktoś poszedł na dno topieli z kamieniem u szyi. Wiem, że to nierozsądnie; wiem że zbrodnia niepowinna być tolerowaną; kto staje się szkodliwym, ten zrywa kontrakt wiążący go ze społeczeństwem, a ono ma prawo postąpić z nim tak, jak zapisano w artykułach kontraktu. Wiem o tem wszystkiem, któż zresztą o tem nie wie? każde dziecko o tem wie, i ja wiem; ale cóż chcecie... jam do tego nie zdatny!
Hrabia mówił te słowa nawpół żartobliwie, nawpół z prawdziwem zmartwieniem a nawet pewnym gniewem. Dembieliński słuchał go z wyrazem twarzy żartobliwym a nawet ironicznym nieco zrazu, bardzo poważnym przy końcu.
— Panie hrabio — rzekł — uczucia pana byłyby wielce klopotliwe dla administratora kraju a choćby i najmniejszej prowincji. Porządek przedewszystkiem! tak uczy ekonomja i polityka, przed któremi zwykłem uchylać czoła. Racz mi pan jednak powiedzieć, mnie, który nie przywykłem do towarzystwa filantropów, i samą filantropją znam zaledwie z nazwania, co właściwie sprawia panu to srogie strapienie, które poczuwasz na widok pojmanego przestępcy lub zbrodniarza?
— Ależ panie — żywo zawołał hrabia — jestto naturalnie myśl, że ten przestępca, ten zbrodniarz jest człowiekiem takim jak ja, lubo upadłym; że przyczy-