Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   135   —

cach. Szkoda, że nie jestem dramaturgiem. Zbierałbym tu tematy....
— Kuzynie, — przerwała Krystyna, — nie ukrywaj przedemną wzruszenia swego pod osłoną żartu. Życie tej kobiety zawiera w istocie dramat, ale nie taki jak przypuszczasz. Chodź ze mną, i przypatrz się jej lepiej.
— Nie kuzynko, — z żartobliwym zawsze uśmiechem odparł Dembieliński — nimfa leśna, która przed chwilą ukazała się tu na ganku, nie miała jeszcze czasu dokończyć swej toalety... byłbym zatem gościem natrętnym. Zresztą dość już miałem dziś wrażeń: widok zimowego poranku, pogoń za tobą, chatka w lesie i blada najada w uroczystem milczeniu całująca w czoło księżniczkę w kożuchu, dostatecznato kąpiel odżywiająca dla takiego zastygłego w prozie jak mój umysłu. Idę sam jeden na dalszą przechadzkę, uciekam od wrażeń...
— Nie uciekniesz od nich kuzynie — odparła Krystyna; są one zawsze, tam gdzie jest serce człowieka i piękność natury.
Zresztą — dodała z uśmiechem — gdy już będziesz ambasadorem i wrócisz do dyplomacji, zasłonisz się nią znowu przed wszelkiemi wrażeniami; ale teraz, tu, patrz na odkryte niebo, na białe rozłogi, na te stada ptaków przeciągające w górze niby ludy wędrowne szukające sobie ojczyzny... Zostanie ci po tem wszystkiem dobre wspomnienie.