Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   128   —

— Ze wspomnień dzieciństwa. Kiedyś, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, pomagałeś mi kopać grządki na kwiaty, i mówiłeś że pragnąłbyś wszystkie drzewa naszego ogrodu, kwiaty i słowiki zabrać ze sobą do tej granitowej stolicy, w której mieszkałeś.
Mówiła to na wpół z powagą, na wpół z wesołym, prawie figlarnym uśmiechem, ale z ust mężczyzny zniknął uśmiech, brwi jego ściągnęły się lekko.
— Co było to nie jest, kuzynko — wymówił z nagłym chłodem. — Ale do jakiegoż zaczarowanego ustronia przywiodły mię twe ślady? Jestże to siedlisko pobożnego jakiego pustelnika, albo miejsce pobytu dwojga uciekających od świata kochanków?
— Jestto po prostu mieszkanie głównego zarządcy Dolinieckich lasów.
— Czy trudnisz się także leśnem gospodarstwem, kuzynko?
— Nie, kuzynie; mieszkaniec tego domu tak doskonale zna sztukę leśnictwa, że moja interwencja nie jest mu wcale potrzebną.
— A więc jakiś dobry uczynek sprowadził cię tu zapewne. Wstałaś równo ze świtem, aby do samotnej pustelni nieść pomoc komuś cierpiącemu. Będzieżto jałmużna z chleba lub kruszcu, a może pociecha duchowa podana w kształcie modlitwy lub pobożnego napomnienia?