Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   107   —

ukazujący je w postaci całkiem nowej. W rozmowie jego jaśniała żywo piękna intelligencja, której nie było obcem ani niezrozumiałem nic z tego, co działo się i istniało w dziedzinie ludzkiej umysłowości. Dumny i szyderski przybysz począł widoczną znajdować przyjemność w wysoko ukształconem, i tak poprostu lecz szczerze uprzejmem towarzystwie, w jakiem się znalazł. Oczy jego z badawczym i poważnym wyrazem zapuszczały się z kolei w twarz hrabiego i Krystyny. Snać wielki pan ten w szaraczkowem odzieniu, z czołem surowego myśliciela a ustami łagodnemi jak u kobiety, i ta piękna jak słońce jaśniejąca dziewczyna, córka sławnej niegdyś z wykwintu i rozpieszczenia kobiety, przybrane i ukochane dziecię miljonera, ubrana w prostą, wełnianą suknię, z włosami zaczesanemi bez śladu pretensji i zalotności, pogodna, śmiała, mówiąca o rzeczach poważnych i trudnych z uśmiechem niemal dziecięcej swobody i wesołości, — snać obie osoby te, tak niepospolicie ze swą wzniosłą prostotą wyglądające pośród otaczających je ram bogactwa i starożytnej wspaniałości, budziły w umyśle jego żywą ciekawość i przyjazne jakieś, choć może zrazu nieufne trochę zajęcie. A niewiele trzeba było posiadać warunków, daleko mniej niż posiadał ich Dembieliński, aby w gospodarzu domu tego obudzić życzliwe uczucie i wywołać oznaki szczerej przychylności. Człowiek ten niezrażony niczem, lgnął zawsze do ludzi, pociągany tajemnym